Quantcast
Channel: GAMEMAG.PL » Aleksander FrankGAMEMAG.PL
Viewing all articles
Browse latest Browse all 10

Niezapomniana Klasyka: Doshin the Giant

$
0
0

Doshin the Giant jest dziwna. Nie wiem, czy istnieje lepsze słowo, żeby określić tę grę. Jest proste, zrozumiałe, i ciągnie za sobą nieskończenie wiele skojarzeń. Tego słowa najczęściej używamy, kiedy opisywany obiekt jest poza wszelkim rodzajem kwalifikacji, ale czujemy, że zasługuje przynajmniej na jakiś komentarz. Nie wiemy, czy będzie to komplement czy obraza, ale i tak to wypowiedzieliśmy. I dokładnie tak trzeba opisać to coś.

Oryginalnie wypuszczona w 1999 na N64DD (Nintendo 64 Disc Drive), gra ta miała nigdy nie zobaczyć świata zachodniego. Lecz w 2002 roku, gdy uzyskała port na GameCube’a, gdzieś w zarządzie Nintendo padła niespodziewana decyzja. Po ukazaniu się w maju tego samego roku jako trofeum w Super Smash Bros. Melee, tytuł ten znalazła się na półkach europejskich sklepów.

Mając na celu pokazanie możliwości Disc Drive’a, przybieramy rolę Doshina– giganta miłości zajmującego się wyspą Barudo i jej mieszkańcami. Jego cel jest dość klarowny: pomóż im rozwinąć się na tyle, by budowali pomniki ku twojej czci. Gra rozpoczyna się z czterema plemionami – niebieskimi, czerwonymi, zielonymi i żółtymi, lecz do jej ukończenia potrzebne jest piętnaście plemion. Aby je uzyskać, trzeba doprowadzić do założenia nowych wiosek przez tubylców różnych kolorów. Jest to o wiele prostsze niż mogło by się wydawać. Trzeba po prostu ich porwać i zostawić samych na dalekim końcu mapy.

Doshin nie ma zbyt rozmaitego arsenału mocy. Tak na prawdę, jego jedyną umiejętnością jest terraformowanie. Poprzez podnoszenie i obniżanie terenu, umożliwia on tubylcom na spokojne życie i powiększanie swego miasteczka. Dodatkowo, wymagane jest czasem przeniesienie wymaganego przedmiotu. Najczęściej jest to drzewo: zasadzenie go na wysuszonej ziemi użyźnia ją, przez co staje się dostępna tubylcom. Na dodatek, co pewien czas wyspę spotyka klęska żywiołowa. Celem gracza jest obrona zagrożonego miasteczka, a katastrofa wiąże się z odbudową plemienia od nowa.

Kiedy wioska będzie wystarczająco duża i uzna giganta za swego obrońcę, zacznie powstawać pomnik ku jego czci. Do jego ukończenia potrzebny jest kwiat, który tylko on może im dostarczyć. Kiedy wioska ukończy monument, wystarczy tylko się upewnić, że nie zostanie zniszczony.

Ale nie myślcie, że olbrzym robi wszystko bezinteresownie. Każdy dobry czyn skutkuje otrzymaniem „miłości” (symbolizowanej przez serduszka układające się na ekranie). Jest ona jedynym systemem punktowania w grze. Uzbieranie jej wystarczająco powoduje wzrost głównego bohatera (który pod koniec cyklu może osiągnąć astronomiczne rozmiary). Pozwala mu to na szybsze poruszanie się, czyli częstszą pomoc tubylcom.

Lecz Doshin ma również swą ciemną stronę – Jashin’a, giganta nienawiści. Za pomocą jednego przycisku, zmienia się mu kolor skóry na czerwony, wyrastają mu nietoperze skrzydła, i staje się postrachem wyspy. Wykorzystując swoją nową moc – strzelanie magicznymi pociskami, można chodzić od wioski do wioski, niszcząc wszystko, co napotka. To oczywiście wywołuje wśród mieszkańców nienawiść, której pewna ilość też wywoła wzrost giganta. Jest to bardzo dziwny dodatek do gry, lecz jest świetnym sposobem zemsty na czasem wiecznie niezadowolonych ludzi.

Pod koniec każdego dnia gigant żegna się z wyspą i wraca do morza z którego powstał. Gra się zapisuje, pokazuje graczowi jego statystyki, i następnie zaczyna się kolejny dzień – z nowym (choć w niczym nie różniącym się od starego) wielkoludem. Oczywiście, nie dziedzicząc rozmiaru – trzeba od nowa na niego zapracować.

Gra ma niestety kilka niedociągnięć w sferze grywalności. Doshin porusza się jakby chodził po lodzie, co może skończyć się tragiczną śmiercią człowieczka, który znalazł się pod masywnymi stopami. Problem staje się większy wraz z rośnięciem giganta – coraz mniej można ocenić, gdzie można stanąć bezpiecznie, a gdzie będziemy siać zniszczenie. Do tego gra szybko zaczyna się powtarzać. Tylko kilka rzeczy jest potrzebne tubylcom, ale potrzebują ich często (bardzo często).

Ale te niedociągnięcia nie powstrzymują produkcji przed oddaniem swojej “dziwnej”. Jest momentami magiczna – oglądanie rozwoju cywilizacji swoich czcicieli przynosi bardzo dużą satysfakcję. Każde plemię ma inną architekturę i inny pomnik. A otrzymywanie serduszek na powitanie wywołuje bardzo ciepłe uczucie u gracza. To właśnie w sferze osobistego związania się ze światem gra przerasta Black and White i From Dust – jedynymi podobnymi do Doshina.

Szkoda tylko, że najprawdopodobniej nigdy nie ujrzy ponownej wersji. Jest prawdziwą perełką końca lat 90-tych. Takich gier już nie robią – dzisiejsze oczekiwania i wymagania rynku skazałyby ją na klęskę. Ale właśnie takich gier dziś brakuje.


Viewing all articles
Browse latest Browse all 10